Słodko- słona, niedzielna rozkosz :)

Zaskocz znajomych  i poznaj łatwy przepis na niedzielny rarytas. Palce lizać!


SKŁADNIKI:


  • Słone masło orzechowe- 150 g
  • Masło osełka- 50 g
  • Czekolada deserowa- 300 g
  • Wafle pszenne (mogą być bezglutenowe)
  • Dodatek na który masz ochotę: drobno siekana żurawina, skórka z pomarańczy, granat… Decyzja należy do Ciebie.
  1. Roztop w 150 gram masła i dodawaj po trochę 300 gr czekolady deserowej. Mieszaj i uważaj, żeby się nie przypaliło. Odstaw aby mieszanka trochę ostygła, po czym dosyp własny dodatek ( żurawina, granat, suszone jabłko, itd).

  2. Roztop około 50 gram masła (osełki), ostudź i wymieszaj ze słoiczkiem słonego masła orzechowego. ( możesz kupić zwykłe masło orzechowe i później trochę posolić).

  3. Do masła orzechowego dodaj pokruszone wafle- około 60-80 gram i wymieszaj. Tak przygotowaną mieszankę wyłóż na spód niewielkiej blaszki. Na całość wylej czekoladę z dodatkiem.

  4. Wsadź do lodówki na minimum 2 godziny. Smacznego!

Dobry zwyczaj?- Nie dotykaj!

Niewątpliwie my kobiety to nieprzejednana mieszanka sacrum i profanum. Z tym drugim, zmierzamy się każdego dnia.  Można śmiało stwierdzić, „że nic co ludzkie nie jest nam obce.” :) Czasami mam wrażenie, że opanowałyśmy większość zawodów świata w jednej osobie: matka, żona, sprzątaczka, kucharka, księgowa, menadżer, nauczyciel,kierowca, hydraulik i elektryk w jednym. To tylko część wykonywanej przez nas czarnej roboty.

Z moim osobistym, kobiecym sacrum, miałam do czynienia  dwa razy w życiu, podczas moich ciąż. Jednak za trzecim razem, porzuciłam to co święte i zabroniłam innym dotykać mojego ciążowego brzucha. „Obmacywaczom” mówię stanowczo; NIE


Gorące wakacje. Jesteśmy w jednym z włoskich, historycznych miast, pełnych starożytnych rzeźb; nagich, muskularnych męskich i żeńskich postaci. Stoję, obserwując turystów i jak się okazuje największe zainteresowanie wzbudza fontanna z postacią nagiego, rzymskiego mężczyzny. Po chwili widzę, jak jedna osoba za drugą ( przeważnie płci żeńskiej) podchodzi do rzeźby i maca kamienistego „siurasa” wydobywając  przy tym z siebie dziwne dźwięki zadowolenia.  „No cóż”- pomyślałam ” Taki mamy klimat…”

Zawsze uważałam, że tkanka miękka jest bardziej atrakcyjna od tej stwardniałej, ale chyba nasz ludzki atawizm, każe nam dotykać tego co inne i jeszcze nie do końca poznane? Z drugiej strony, może to rodzaj jakieś terapii sensorycznej dla dorosłych? Tego nie wiem i chyba wolę dla własnego zdrowia psychicznego nie wdawać się w szczegóły, dlaczego kamienne przyrodzenie budzi tak wiele sensacji… O  ile  zatwardziałemu rzymianinowi takie macanie, zapewne nie przeszkadzało, to mi w ciąży wręcz odwrotnie.


Od zawsze utrzymywałam duży dystans do osób trzecich, przeważnie ten cielesny, który być może stał się dla mnie już obsesyjny. O ile jako niedoświadczona 21 latka, chciałam zachować powagę sytuacji i godziłam się na ostentacyjne dotykanie mojego ciążowego brzucha. Tak, kończąc lat 30- obiecałam sobie, że już nigdy nie zgodzę się na coś, co jest sprzeczne z moimi nawykami.


Kochana kobieto, kochany mężczyzno! Jeżeli zobaczysz brzemienną, nie biegnij do jej brzucha z wyciągniętą ręką,  jakbyś miał sięgnąć po kluczyk do nowego Ferrari. To nie jest święty Graal. Mimo jej błogosławionego stanu, wierz mi… Za sprawą twojego dotyku; ciężarna nie zniesie złotych jajek, nie wygrasz w totka, nie odwróci się zła karta, nie pojawi się nad Twoją głową aureola, samo się w domu nie posprząta i generalnie niczego lepszego się nie spodziewaj. Kobieta ciężarna to nie fontanna, do której można wrzucić złote klepaki w zamian za obietnicę dostatniego życia. Jedyne czego możesz się spodziewać to  szczęścia, że w zamian za „obmacywanko"  jej brzucha nie dostałeś/aś w łeb. 


Oczywiście uwielbiam kiedy mój brzuch dotykają mąż i dzieci. Nie jestem jednak pewna intencji osób trzecich i dostaje furii, kiedy ktoś ze swoimi rękoma próbuje mnie tknąć w zamian za osiągnięcie bajkowego szczęścia, które ma przynieść owe dotknięcie brzucha ciężarnej.. O ile kiedyś nie umiałam nikomu odmówić i zaciskałam mocno zęby, tak dzisiaj po prostu na to nie pozwalam. 

Kiedy jedna z osób, próbowała zaznać legendarnego błogosławieństwa  za sprawą dotknięcia mojego, już dosyć sporego brzucha , powiedziałam wprost, żeby tego nie robiła. Oczywiście wtem pojawiło się magiczne: a dlaczego? 

    „ A no dlatego moja miła, że jakbym obmacywała przyrodzenie Twojego mężczyzny, to raczej nie byłabyś z tego powodu najszczęśliwszą kobietą na świecie”.
    Wiecie co?! Jednego jestem pewna. Z moją rodzimą bezpośredniością jest tak, jak z polską gościnnością. Nie ma sobie równych i na dodatek dzięki niej, od razu osiągamy zamierzony cel :) 

Polecam!

Prażynki z kaszy gryczanej

Zafunduj swojemu dziecku oraz całej rodzinie, zdrową przekąskę. Do tego przepisu będziesz jedynie potrzebować kaszy gryczanej- niepalonej.

  1. Rozgotuj kaszę w osolonej wodzie. Ważne aby powstała tzw "mamałyga" :)
  2. Zblenduj rozgotowaną kaszę na jednolitą masę.
  3. Po otrzymaniu masy, rozciągnij jedną, cienką jej warstwę na silikonową matę.
  4. Włóż do piekarnika na tzw "suszenie" 80-100 stopni C. Trzymaj około 45-60 min. Będziesz wiedzieć kiedy masa będzie gotowa :) Powinna być sztywna i łamliwa. 
  5. Połam otrzymaną, suszoną masę na niewielkie kawałki. (Na taką wielkość, jakie docelowo będą Twoje prażynki)
  6. Rozgrzej dobrze olej (słonecznikowy, rzepakowy, z pestek winogron)
  7. Wrzuć prażynki na dosłownie parę sekund na głęboki olej. Możesz to zrobić np. na sitku lub w frytkownicy. (Zobacz film na moim Instagramie) https://instagram.com/p/BhNBAEkArD5/
  1. Gotowe! Smacznego :)