Ten tekst postanowiłam napisać dopiero po 11 latach od kiedy po raz pierwszy zostałam mamą. Dlaczego właśnie dopiero teraz? Podobno czas leczy rany, ale według mnie z biegiem lat możemy spojrzeć na pewne sprawy czy przeżycia z dystansem i wyrozumiałością, których być może nam kiedyś zabrakło.
Jak wyobrażałam sobie macierzyństwo? Zupełnie inaczej niż zafundował mi to los. Myślałam, że wysłuchałam już wszystkich kobiecych historii związanych z macierzyństwem. Podzieliłam sobie matki na parę grup: wojownicze amazonki, narzekające księżniczki, orędowniczki prawdy, oazy spokoju, histeryczki i propagandzistki utopii. Każda z tych grup matek opowiada historie związane z macierzyństwem w charakterystyczny dla siebie sposób i zgodny ze swoim charakterem oraz poglądami. Czy to źle? Absolutnie nie, a wręcz przeciwnie, gdyż świat dlatego właśnie jest taki piękny, bo różnimy się od siebie nie tylko uosobieniem, ale i podejściem do życia.
Zanim urodziłam dziecko, będąc jeszcze w ciąży i wysłuchawszy historii wszystkich przedstawicielek powyższych grup, pomyślałam sobie: „No dziecko! Przybywaj! Jestem gotowa!” Z tą pozytywną myślą wyruszyłam na pierwszy w swoim życiu poród.
25.06.2009 roku o 1.47 w nocy, kiedy świat obiegła informacja o śmierci Michaela Jacksona, przyszła na świat piękna dziewczynka o śniadej cerze i bujnej czarnej czuprynie. Fizycznie kompletnie nie pasowała do nas obojga, jednak wkradła się mimochodem w nasze serca od pierwszej sekundy swojego życia.
Najgorsze były dla mnie pierwsze trzy miesiące. Nagle z niezależnej, pełnej energii i pomysłów studentki, stałam się więźniem swoich czterech ścian. Na domiar złego wszyscy dookoła patrzyli mi na ręce: czy aby na pewno dobrze przewijam tego dzieciaka? A ten krem odpowiedni jest dla niemowląt? Przykryć dziecku nóżki w 30-stopniowy upał? Jak płacze to dokarmiać mlekiem w proszku czy przepajać wodą? Oprócz pytań o egzystencje małego ludka, przychodzi jeszcze burza hormonalna. Co tak w ogóle z nami się dzieje? Prawda jest taka, że dzieje się z nami bardzo dużo. Tak wiele na raz, że same nie zdajemy sobie z tego sprawy, ile skomplikowanych procesów zachodzi w naszym organizmie.
Matka idealna- czyli kto? Przecież wszyscy wiedzą, że „Matka Polka” to kobieta doskonała która umie rozciągnąć dobę do 36 godzin, ugotować obiad, posprzątać, zrobić grę planszową handmade, ułożyć z dzieckiem puzzle składające się z 1000 kawałków, uprasować białe kołnierzyki i zawiązać kokardkę na warkoczyku. Mało tego, przy pierwszym dziecku wyjście na obiad ze znajomymi jest niczym wyprawa na szczyt G8. Walizka pełna: zabawek, śliniaków, słoiczków, pieluch, ubranek „na gdyby co” a widziałam nawet taką, która po przyjściu do restauracji szukała kontaktu, aby podłączyć podgrzewacz do mokrych chusteczek. Wszystko znam z autopsji, ale spokojnie. Przy trzecim dziecku brałam już tylko pieluchę w moją podręczną torebkę, a jak Rita narobiła w pieluchę, to nie biegałam po całym lokalu szukając przewijaka tylko podmywałam ją w umywalce. Gdy nie miałam butelki, po prostu posiłkowałam się łyżeczką lub kubeczkiem, a zabawką potrafiło być wszystko co tylko szeleściło, stukało lub było kolorowe i nadawało się do rozbrajania. Do pewnych rzeczy po prostu należy się przystosować lub zwyczajnie w świecie dorosnąć. Nikt z nas nie jest idealny, a im szybciej odpuścimy, tym mniej stracimy nerwów na niepotrzebne biczowanie się za to, że tym razem zapomniałyśmy wziąć ze sobą ulubionej zabawki dziecka. Stara zasada mówi: „Szczęśliwa mama, szczęśliwe dziecko”. Trochę to kolokwialne, ale niestety bardzo prawdziwe. Stres jest zupełnie niepotrzebny, gdyż rodzi napięcia pomiędzy partnerami co finalnie odbija się na samopoczuciu dziecka. Wiem, że łatwo się pisze, ponieważ z perspektywy lat wszystko wydaje się prostsze, ale wówczas- 11 lat temu zabrakło mi głosu rozsądku, który powiedziałby: „daj już spokój, cokolwiek byś nie zrobiła dla tego dziecka i tak ważna jest po prostu Twoja obecność”
Kochana mamo! Gdy już urodzisz, a Twoje dziecko w końcu zaśnie, daj sobie odrobinę czasu dla siebie. Zrób coś co sprawi Ci przyjemność i zapomnij o skrupulatnym pakowaniu torby na wyjście ze znajomymi, dobieraniu koloru skarpetek do bluzki malucha i rozpisywaniu diety. Pamiętaj, że po urodzeniu bobasa wiele przyjemności na które mogłaś sobie wcześniej pozwolić i tak siłą rzeczy zostanie Ci odebrane. W takim wypadku masz prawo zachować chociaż cząstkę siebie. Nie rób wielkiego problemu ze zwykłego wyjścia ze znajomymi, nie denerwuj się kiedy nie dotrzesz na czas i jeżeli odłożysz część obowiązków na następny dzień, to naprawdę nie będzie to koniec świata, a kula ziemska nadal będzie się kręcić z tą samą szybkością co wczoraj.
Baby blues, to nie to samo co depresja poporodowa.
No właśnie… Temat głęboki i szeroki jak ocean, jednak nadal dużo osób myli poważną chorobę ze zwyczajnym baby blues. Co gorsza dużo kobiet straszy się depresją niczym potworem z Loch Ness. „Do Ciebie też przyjdzie, to więcej niż pewne” słyszałam. Jak się nie chce mieć depresji, to i tak się ją dostaje od samego bezsensowego gadania innych.
Zacznijmy jednak od początku.
Tak jak już wspomniałam wraz z narodzinami dziecka powinnaś wiedzieć, że Ty również rodzisz się na nowo. Twoje nawyki ulegną zmianie, Twoja przestrzeń osobista już nigdy nie będzie taka sama i przede wszystkim Ty sama już nigdy nie będziesz sobą sprzed dosłownie paru dni. To wszystko będzie dziwne i niestety mało zrozumiałe. Z jednej z strony będziesz najszczęśliwszą kobietą na świecie, a z drugiej strony w Twoim świecie zawita: bezsenność, płacz dziecka, rozbicie i smutek… Im szybciej zrozumiesz, że coś się skończyło, a coś nowego zaczęło tym łatwiej Ci będzie przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości. Im szybciej zamkniesz drzwi, tym szybciej pożegnasz się ze smutkiem i brakiem akceptacji. Będzie wydawało Ci się, że jesteś sama z tym całym grajdołkiem. Wszyscy dookoła bawią się, idą „na miasto”, pięknie wyglądają, a Ty jedna zostałaś w czterech ścianach z nawałem mleka w piersiach, brzuchem po pas i nie daj losie kolkami dziecka. Mogę Ci powiedzieć, że tylko tak Ci się wydaje J To szybko minie, bo nie ma nic bardziej przerażającego niż niewiedza co przyniesie kolejny dzień z małym człowiekiem na pokładzie. Jednak wraz z upływem dni, Twoje hormony się uspokoją, smutek minie, a Ty coraz sprawniej przewiniesz pieluchę, poznasz swoje dziecko i wkradniesz się w jego wnętrze. Ten proces nazwałam „pre-maternty” czyli wprawką do macierzyństwa. Każda książka ma przecież swój wstęp i Ty także nieświadomie piszesz początek swojej historii i odkrywasz nieznane Ci dotąd lądy. Historia lubi się powtarzać i przy kolejnym dziecku przejdziesz przez narodziny dziecka łagodniej. Pozostaną hormony, ale Twoje lądy i oceany będą już najprawdopodobniej odkryte, będziesz umiała zdefiniować samą siebie oraz potrzeby własnego dziecka. „Świadomość wszystkich nas przemienia w tchórzy” pisał Szekspir, ale w tym wypadku owe procesy myślowe z którymi przyjdzie Ci się zderzyć na początku drogi zwanej macierzyństwem będą ewoluować i z czasem dodawać siły.
Nie pamiętam dokładnie co się ze mną działo, gdy 11 lat temu powitałam na świecie swoje pierwsze dziecko. Wiem jednak, że czułam się paskudnie: tak jakby ktoś odebrał mi cząstkę siebie i nagle zamienił ją na zupełnie coś innego. Podarował w prezencie i powiedział: „teraz sobie z tym poradź sama” Czy płakałam? Pewnie tak. Z bólu fizycznego i psychicznego. Jednak miałam w sobie na tyle nadziei, że wiedziałam iż po deszczu w końcu zaświeci słońce. Gdy miałam prawdziwe doły tłumaczyłam sobie: „Edyta, masz piękną zdrową córkę. Pomyśl o tych którzy nie mieli tyle szczęścia co Ty i teraz mierzą się z chorobą lub stratą”
W tej całej historii z macierzyństwem pozostaje jeszcze jeden wątek, a mianowicie depresja poporodowa. To już nie jest smutek, który ogarnia kobiety po narodzinach dziecka, tylko poważne zaburzenia nastroju z którymi często nie umieją sobie poradzić. Przede wszystkim tego typu zaburzenia nie są przejściowe. Nie będę się w tym temacie zbytnio rozwijać, gdyż nie jestem specjalistą ale uważam, że w takim przypadku koniecznie należy udać się do lekarza. Podejrzewam, że przyznanie się przed samą sobą, tym bardziej nam Polkom przychodzi z wielkim trudem, jednak pamiętajcie że stały nastrój przygnębienia i poczucia winy nie jest czymś normalnym. Najzwyczajniej w świecie nie zasługujecie na to, bo każda osoba: Ja jak i Ty poradzimy sobie w każdej, nawet najbardziej patowej sytuacji. Potrzebujecie tylko kogoś kto Wam uświadomi jak wiele potraficie J Pamiętaj! Nie ma recepty na udane macierzyństwo. Ty i to kim jesteś jest jedynym udanym przepisem na sukces. Ten macierzyński również!